Tak oto prezentują się kasy i brama główna obiektu |
Otwieram nowy cykl. Wiem, że lekko spóźniony, bo trwa już druga połówka wakacji, ale zawsze jakieś urozmaicenie. Mam nadzieje, że nie będzie on jednorazowy, bo choć mam coś w zanadrzu, to życzę sobie, żebym miał czas, aby coś tu podesłać.
Murawa lepsza niż na Narodowym |
Pod koniec ubiegłego miesiąca udałem się na wakacje do Hiszpanii, a dokładniej na Fuertaventurę, jedną z wysp na tzw. kanarach. Oprócz błogiego lenistwa, nie omieszkałem sobie pozwiedzać. Okazało się bowiem, że wbrew pozorom, tamte rejony są bardzo sportowe, a ku mojemu zdziwieniu nawet piłkarskie.
Klubowy autobus... |
Odwiedziłem chociażby Lanzarotę - wyspę, na której został odkryty talent Franka Bagnacka. To ten krnąbrny młodzian z FC Barcelony, który przeżył w swoim życiu wiele ciekawych historii i od zawsze wiedział, że zagra w Europie.
Zacne trybuny |
Źle to nieco zacząłem, gdyż nie wspomniałem, że na popularnej Fuercie mieszkałem w Corralejo - chyba najbardziej piłkarskiej miejscowości na całej wyspie. Oczywiście, w innych jej rejonach też się w piłkę gra, ale kluby z powodów czysto finansowych odeszły gdzie indziej w niepamięć. UD Pájara Playas de Jandía, UD Fuerteventura - tych klubów już nie ma, jak to jest napisane na angielskiej Wikipedii: due to the lack of funds (z powodu braku funduszy). Zostało już tylko CD Corralejo - zespół grający w Tercera División.
Logo Socios - kibiców CD Corralejo |
Kiedy dowiedziałem się, że takowy klub tam istnieje (a było to jeszcze w Polsce), szybko sprawdziłem sobie terminarz trzeciej ligi. Niestety, ku braku mojego zaskoczenia (gdyż tego się niestety spodziewałem), rozgrywki te rozpoczynają się, podobnie jak Primera Divisón, dopiero w sierpniu.
Wspomniane pomidory |
Nie poddałem się jednak. Mój hotel znajdował się bowiem zaledwie ok. 350 metrów od obiektu drużyny prowadzonej przez Miguela Santanę - Estadio Vicente Carreño Alonso. Udałem się tam (notabene z babcią), obszedłem go wzdłuż i wszerz. Dzięki swojej ciekawej poniekąd konstrukcji, płyta boiska jest kompletnie niewidoczna, bowiem trybuny są kamienne, tym samym będąc murem. Udało mi się jednak wejść na kamień, na którym to dało się co nieco zauważyć. Nagle zauważyłem pewnego pana w niebieskiej koszulce Adidasa. Spojrzał on na nas. Wsiadł na swój rower, gdzieś pojechał. Kiedy udawaliśmy się już w drogę powrotną, postanowiłem spojrzeć jeszcze przez dziurkę w metalowych drzwiach. Te nagle się otworzyły i ujrzeliśmy w nich tego miłego pana Hiszpana. Spytał się skąd jesteśmy, powiedzieliśmy, że z Polski. Zaprosił nas do zwiedzenia obiektu. Tak więc, przy odrobinie szczęścia, udało mi się wykonać kilka ciekawych zdjęć. Po raz pierwszy w życiu widziałem pomidory rosnące na stadionie piłkarskim.
Trzeba przyznać, że jak na czwarty poziom rozgrywkowy, to klub ma zacny obiekt. Wiele polskich zespołów (nawet tych z I ligi) mogłoby zazdrościć takiego stadionu. A taki obiekt Ruchu Chorzów też wcale ładniejszy też nie jest.
Tamtejsza pogoda jest cudowna - cały rok pogoda nie spada poniżej dwudziestu-kilku stopni. Czemu by więc nie zbudować tam piłkarskiej potęgi? Choćby dlatego, że na całej wyspie żyje zaledwie 100 tysięcy osób, a i sytuacja finansowa w Hiszpanii za różowa nie jest.
Tak na koniec - dla dociekliwych: Vicente Carreño, którego obiekt w Corralejo nosi imię, to (z tego, co udało mi się odnaleźć w sieci) doktor sportowy specjalizujący się w hepatologii.
A wy - co porabiacie w te wakacje? Coś na sportowo? Czy może jednak lenistwo? Piszcie!
0 komentarze:
Prześlij komentarz