Piątek, około godziny 20. Czytam sobie, bo tam słychać w Poznaniu, szczególnie jeśli chodzi o sport. I patrzę, a że akurat na Morasku rozgrywają się Akademickie Mistrzostwa Polski w Futsalu Kobiet.
Uwielbiam tą dyscyplinę nie tylko oglądać, ale i grać. Co do oglądania, to ostatni raz na własne oczy, a nie przed telewizorem widziałem ją w Arenie podczas main round UEFA Cup, w którym grała jeszcze Akademia FC Pniewy. Swoją drogą to paradoks, że Mistrz Polski z poprzedniego sezonu, w tym już nie gra, ba... drużyna zniknęła z powodów finansowych z mapy futsalowych klubów Polski. Szkoda...
Wracając do AMP, to chciałem się na nie udać, kiedy była rozgrywana jeszcze faza regionalna, ale z choroba powstrzymała moje plany. Jednak od tygodnia czułem się już prawie świetnie (prawie, bo wróciłem do szkoły...), więc postanowiłem się na nie wybrać.
Sobota, godzina 14:00. Był piątek, było więc granie w PES'a na kompie i oglądanie NBA, tak więc zaspałem, bo chciałem zdążyć na spotkanie AZS UAM Poznań - dziewczyn, które radzą sobie ze wszystkimi, nawet z AWF Poznań.
Z pomysłu jednak nie zrezygnowałem i udałem się na mecz o 16:15 do Hali UAM Poznań, które jak już wcześniej wspomniałem mieści się na Morasku w Poznaniu. Niestety, dla mnie to drugi koniec miasta, wręcz koniec świata. Ale jakoś się tam wreszcie dostałem. Jakby ktoś chciał, to pod samą niemal halę kursuje z tego co zauważyłem autobus o numerze 98.
Był to mój pierwszy raz w tym obiekcie i muszę przyznać, że nie dziwię się, iż wiele drużyn przeniosły się właśnie tam, tuż po jej wybudowaniu. Ciekawostką jest fakt, że trybuny składają się z dokładnie takich samych krzesełek, jak te, które są w salach wykładowych uniwersytetu.
Zdołałem się nawet załapać na spotkanie, które miało zacząć się o godzinie 15:15, gdyż dwa mecze pod rząd mecze grała drużyna UWM Olsztyn, więc miedzy nimi musiała być półgodzinna przerwa. Ja zawitałem około szesnastej, idealnie na drugą połowę spotkania olsztyńskiej ekipy z PWSZ Leszno. Był to mecz o miejsca 13-15 półfinału A (czyli tego rozgrywanego w dwóch Poznańskich halach, na Morsaku i przy ul. Dojazd - chyba na Ogrodach) i przyznaję - było to niestety widać na boisku, ale nie jeśli chodzi o emocję i bramki. PWSZ po pierwszej połowie prowadziło 3:0, ale w drugiej połowie ich przeciwniczki zdołały odrobić straty, ale ostatnie słowo należało i tak do zawodniczek z Leszna, które wygrały 4:3.
Przyszło mi też oglądać spotkanie o miejsca 9-12 tego samego turnieju półfinałowego, a dokładniej pojedynek pomiędzy SGGW Warszawa, a PWSZ Kalisz. Podczas rozgrzewki po zachowaniu zawodniczek stawiałem w ciemno na Warszawianki i wiele zapowiadało na to, że mój typ się sprawdzi Spotkanie to stało na dużo wyższym poziomie, a SGGW prowadziło po pierwszej połowie 2:1. Takim samym wynikiem zakończyła się druga połowa, tyle że z korzyścią na PWSZ. Do rozstrzygnięcia meczu potrzebowano rzutów karnych, które wynikiem 5:3 wygrały zawodniczki z Kalisza. Nie powiem - wynik lekko mnie zaskoczył, ale postawa obydwu drużyn bardzo mi się spodobała. Nagrałem nawet skrót tego spotkania (niestety nie ma w nim dwóch bramek Kaliszanek).
Przyznam szczerze, że takie zawody pokazują, iż nie tylko panowie umieją kopać w piłkę, gdyż drużyn w całym turnieju rozgrywanym w Poznaniu udział wzięło aż 18 akademickich drużyn. Należy się cieszyć, że również dziewczyny grają w piłkę, a ich koleżanki z boisk na dworze umieją zagrać w fazie pucharowej Ligi Mistrzów (Unia Racibórz), w czasach gdy panowie nie umieją awansować do fazy play-off eliminacji męskiej wersji...
0 komentarze:
Prześlij komentarz