aosporcieaosporcieaosporcie

27 stycznia 2020

Adrian Laskowski i Łukasz Spławski. Warciarze, których nic już nie złamie


Jeszcze na początku sezonu jeden wciąż rehabilitował się po kontuzji, która mogła zakończyć jego profesjonalną karierę, drugi z kolei usłyszał diagnozę o kolejnym urazie mającym wykluczyć go z gry na wiele miesięcy. Ostatecznie Adrian Laskowski i Łukasz Spławski już bez żadnych problemów zdrowotnych jesienią wrócili do gry w Warcie Poznań. I wiosną ci dwaj zasłużeni dla wildeckiego klubu piłkarze mogą awansować z nim do Ekstraklasy.

3 listopada 2019. Zieloni mierzą się z Chojniczanką Chojnice. Po niemal dwóch latach Adrian Laskowski i Łukasz Spławski znów są razem na boisku. Ponownie w barwach Warty Poznań, klubu, który kiedyś dał im szansę i w którym obaj piłkarze przeżyli niemal wszystko. Laskowski do Warty trafił jeszcze jako junior z Unii Swarzędz, a w I lidze zadebiutował w jej barwach w 2010 roku. Trzy lata później na Drogę Dębińską zawitał kolei Spławski. Było to tuż po spadku Dumy Wildy do II ligi.

- W Warcie przeżyliśmy już chyba wszystko i pewnie ciężko byłoby nas czymś zaskoczyć. Ale na pewno mile jest to, że po tylu latach grania dla Warty, która jest dla mnie zdecydowanie najważniejszym klubem, mamy szansę bić się teraz o awans do Ekstraklasy - przyznaje Spławski.

Taki obrót spraw jest dla obu piłkarzy czymś niesamowitym. Jeszcze półtora roku temu w Warcie wszyscy liczyli się z tym, że drużyna może po nawet nie przystąpić do rozgrywek. To mogłoby z kolei oznaczać po prostu kompletny rozpad klubu. Teraz Zieloni wracają jednak na dobre tory. Tak jak i Laskowski ze Spławskim wreszcie wracają do regularnej gry.

"Na pewno nie wrócisz na boisko"
Ich ostatnim wspólnym spotkaniem przed listopadowym pojedynkiem z chojniczanami był mecz z... Legionovią Legionowo w listopadzie 2017 roku. Laskowski wystąpił wtedy w podstawowym składzie, Spławski wszedł w drugiej połowie. Obaj w tym udanym, bo zakończonym awansem do I ligi sezonie Warcie już zbyt dużo nie pomogli. Spławski doznał kontuzji, która wyeliminowała go z gry do końca sezonu. Na zdrowie mógł też narzekać Laskowski, który wiosną rozegrał zaledwie 19 minut w spotkaniu z Gwardią Koszalin.

- Przez ostatnie dwa lata śmialiśmy się z Łukaszem, że jak on jest kontuzjowany, to ja gram i na odwrót. To spory niefart, że występowaliśmy wspólnie od tak dawna. Mam nadzieję, że to już za nami i w końcu będziemy mogli razem pograć przez dłuższy czas, bo jeszcze za czasów II czy III ligi bardzo lubiliśmy współpracować ze sobą na boisku. Po tylu latach jest to po prostu naturalne. Jeśli chodzi o kontuzje, to chyba nic na już nie złamie. Przeżyliśmy już ich przecież trochę! I oby zdrowie dopisało i wszystkie te urazy były daleko za nami... - przyznaje Laskowski.



On sam przez ostatnie miesiące przeżywał prawdziwy dramat. W owym sezonie 2017/2018, a dokładniej w przerwie zimowej dowiedział się, że ma zapalenie ścięgna Achillesa. Choć próbował wrócić na boisko, to ostatecznie po konsultacji z doktorem Jackiem Jaroszewskim stanęło na tym, że nogę należy operować.

- Dochodziły do mnie głosy z różnych stron, że nie uda już mi się wrócić na boisko ze względu na moje zdrowie, a już na pewno nie na tak wysoki poziom. Ja jednak wiedziałem, czego chcę i, co najważniejsze, jak już zdrowie w końcu dopisało, to byłem pewny, że to zrobię. Oczywiście wokół mnie były jednak też osoby, które wciąż we mnie wierzyły i one mi bardzo pomogły. Mam nadzieję, że tym, którzy postawili już na mnie krzyżyk, pokazałem, że można wszystko, jak się w to wierzy. Choć to dopiero początek mojego powrotu do zdrowia, wierzę, że będzie jeszcze dużo lepiej - przyznaje 27-latek.


"Najważniejsza jest codzienna praca"
Kiedy Laskowski powoli szykował się wreszcie do powrotu na boisko, kolejny cios spadł z kolei na Spławskiego. On też przez urazy w minionych sezonach stracił dużo minut. Latem podczas jednego z treningów doznał z kolei skomplikowanego urazu barku. Choć z decyzją nieco zwlekał, to ostatecznie mogła być ona jedna: operacja. Jego ponowny rozbrat z futbolem miał trwać przynajmniej do końca roku. Według wstępnych założeń do treningów powinien powrócić najwcześniej pod koniec listopada. Ostatecznie jednak udało mu się zanotować kilka minut jeszcze jesienią.

- Myślę, że na mój bardzo szybki powrót na boisko składa się wiele czynników takich jak sprawnie przeprowadzony zabieg u doktora Redmana, rehabilitacja w klubie oraz w Osteo Center. Poza tym oczywiście ciężka praca, dzień w dzień, żeby jak najszybciej ponownie być aktywną częścią tego zespołu - przyznaje napastnik.



Chociaż sporą cześć jesieni zmarnowali na rehabilitację, to ich wkład w wynik Dummy Wildy jest zauważalny. 27-letni pomocnik najpierw asystował w pewnie wygranym pojedynku z Odrą Opole, a potem strzelił, jak się potem okazało, zwycięskiego gola w spotkaniu z Miedzią Legnica. Jego o rok starszy kolega zapewnił natomiast Zielonym trzy punkty, trafiając do siatki w doliczonym czasie spotkania z GKS-em Bełchatów. A przy tym należy pamiętać, że obaj zawodnicy w minionej rundzie nie zdołali rozegrać zbyt wielu minut. Laskowski ma ich na koncie 136, Spławski zaledwie sześć. Chórem zapowiadają jednak, że wiosną nie zamierzają być jedynie uzupełnieniem zespołu prowadzonego przez Piotra Tworka.

- Wiadomo, że gdyby nie operacja, miałbym tych minut rozegranych więcej, ale i tak jestem szczęśliwy, że udało się osiągnąć chociaż to, biorąc pod uwagę okoliczności. Myślę, że każdy z zawodników Warty będzie zimą trenować tak, żeby udowodnić swoją wartość. Chęć grania jak największej ilości minut jest normalna u każdego z nas - przyznaje Spławik.

- Po tak długiej kontuzji cieszę się z każdej minuty, każdego wejścia z ławki. Teraz, o ile zdrowie już nie będzie mi przeszkadzać, to w końcu przejdę okres przygotowawczy i mam nadzieję, że będę mógł pomóc Warcie jeszcze bardziej - dodaje Laskowski

Choć do trzydziestki jeszcze im daleko, to obok Artura Marciniaka, są to dwaj zawodnicy o najdłuższym stażu przy Drodze Dębińskiej. Grali z zespołem już zarówno na przepięknych stadionach w I lidze, jak i tułali się z nim po czasem naprawdę obskurnych obiektach czwartego poziomu rozgrywkowego. Przez kontuzje stracili wiele, ale wciąż nie powiedzieli ostatniego słowa. Jeśli więc futbol lubi pisać piękne historie, to zwieńczeniem tej ich byłby awans z Wartą do Ekstraklasy. A kto wie, może to będzie dopiero początek nowego rozdziału?

Piotrek Przyborowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz