Jeszcze niedawno chyba nikt nie wyobrażał sobie, że ktoś może przyćmić kolejny sukces Usaina Bolta. A jednak Wayde van Niekerk zdołał tego dokonać. W co jednak być może trochę trudno uwierzyć, za sukcesem reprezentanta Republiki Południowej Afryki stoi... 74-latka!
Mamy noc z niedzieli na poniedziałek. Bolt startuje na 100 metrów i, jak to zwykle bywa, zwycięża. Chociaż ze słabym startem, pokonuje drugiego na mecie Justina Gatlina o osiem setnych. Wydaje się, że to, na co wszyscy czekali tego dnia na Estádio Olímpico João Havelange jest już za nimi. Tymczasem...
Finał sprintu na 400 metrów. Biegu, w którym od lat niepobity rekord należał do Michaela Johnsona. Na starcie staje młody Wayde van Niekerk, który owszem, miał niezły wynik w eliminacjach, ale ten z półfinału prędzej dawałby mu szanse co najwyżej na medal. No ale jednak, bądź co bądź, to mistrz świata z zeszłego roku.
Reprezentant RPA pobiegł świetnie, kapitalnie, wybornie. A startował przecież z tego wiecznie hejtowanego toru numer osiem, czyli nie widział swoich przeciwników na samym początku. Mimo to przez cały wyścig prowadził, zostawił z tyłu kolejnych na mecie świetnych Kiraniego Jamesa oraz LaShawna Merritta. Wynik tego trzeciego (43,85), ostatniego na podium, w Londynie... dałby złoto olimpijskie.
Po biegu 24-latek najpierw długo nie mógł uwierzyć w swój sukces, kapitalny czas (43,03) i pobicie rekordu świata. Wreszcie poszedł jednak kogoś szukać na trybuny. Po chwili wpadł w objęcia pewnej... przyjaźnie wyglądającej seniorki. Któż by pomyślał, że to nie jego babcia, tylko trenerka?
Amazing amazing amazing!!Reaction from Anna Botha as her athlete @WaydeDreamer wins #gold & gets #worldrecord pic.twitter.com/A2c1gE3ROz
— Female Coaching Nwk (@FemaleCN) 15 sierpnia 2016
Ans Botha, bo o niej tu mowa, wypatrzyła młodziutkiego Wayde'a w 2012 roku. Chociaż jej kariera trenerska trwa już blisko 50 lat, to na co dzień główna trenerka na University of the Free State w Bloemfontein (pełni tę funkcję już od 1990) od razu spostrzegła, że to wyjątkowy talent. Talent, który trzeba było jednak oszlifować.
Pomimo swego babcinego wyglądu, uważana jest za surową trenerkę. Van Niekerk w wywiadach mówił o tym, że nawet kiedy przyjdzie się do niej na trening na pięć minut przed jego rozpoczęciem, to w jej oczach już jesteś spóźniony.
- Darzę szczerą miłością wszystkich moich sportowców. A jeśli chodzi o dyscyplinę? Możemy oczywiście się wszyscy i śmiać i żartować, ale kiedy trzeba pracować, to właśnie to należy zrobić - mówi sama zainteresowana na łamach New York Times.
Tannie Ans, bo tak na nią wołają (Tannie w języku afrykanerskim oznacza ciocię) odegrała niewątpliwie ogromną rolę w niecodziennych przygotowaniach Van Niekerka, który doprowadził go do zdobycia pierwszego złotego medalu dla południowoafrykańskiego sprintera od blisko wieku.
- To niesamowita kobieta. Ona jest jedną z najważniejszych postaci w moim życiu. Wykonała wielką pracę, abym był tym, kim teraz jestem. Dzięki niej byłem skupiony na treningu i mojej karierze, co doprowadziło mnie tutaj - mówi nowy mistrz olimpijski.
Co ciekawe, po samym biegu Tannie nie było łatwo przedostać się do swojego podopiecznego. - Przy każdym wejściu stała ochrona i nie chciała mnie wpuścić - wspomina z uśmiechem. Udało to się jej dopiero po interwencji przedstawicieli reprezentacji RPA.
Po historycznym sukcesie nawet nie myśli o zakończeniu kariery: - Nigdy nie jest się zbyt starym, by uczyć. Wciąż kocham trenować i nadal kocham moich sportowców. Nie widzę więc powodu, dla którego miałabym założyć nogi na fotelu i nie działać - kończy.
Korzystałem z materiałów The Guardian oraz New York Times
Korzystałem z materiałów The Guardian oraz New York Times
0 komentarze:
Prześlij komentarz